WYWIAD Z PODOPIECZNYMI

Dzisiaj chcielibyśmy Państwu przybliżyć sylwetki pary naszych podopiecznych, którzy przebywają w przez nas wynajmowanych mieszkaniach. Poniżej przedstawiamy wywiad, który udało nam się z nimi przeprowadzić.

Z jakiego miasta Państwo pochodzą?

Oboje: Pochodzimy z Kijowa, z Ukrainy.

Jak wyglądało Państwa życie przed wojną: czym się Państwo zajmowali?

Mężczyzna (68): Pracowałem w klasztorze jako konserwator.

Kobieta (66): Zanim zachorowałam, pracowałam wiele lat na kasie w banku. Około dwudziestu lat.

A co z rodziną? Domyślam się, że nie łatwo było ją opuścić.

K: Mój 46-letni syn służy w wojsku. Natomiast drugi, młodszy, mieszka obecnie w Żyrardowie i od trzech lat pracuje jako kierowca tira.

Czy mają państwo jakiś kontakt z synem, który pozostał na Ukrainie?

M: Codziennie, praktycznie codziennie. Zajmuje się on naszymi sprawami bankowymi, a także mieszkaniem, które opłaca.

W jaki sposób dostaliście się Państwo do Polski?

K: Pociągiem do Lwowa, a następnie do Przemyśla, potem do Białegostoku.

Jakie były pierwsze odczucia?

Oboje: Cisza i spokój.

M: Żadnych wybuchów, żadnych syren… właściwie to syreny były, ale jak policja przejeżdżała (śmiech)

K: Na początku bałam się ich. Myślałam, że to jest nalot.

M: Podczas pierwszego miesiąca wojny byliśmy jeszcze wtedy na Ukrainie. Codziennie je słyszeliśmy i przywykliśmy do tego.

Skąd dowiedzieliście się Państwo o Fundacji?

K: Córka mojego brata od dwóch lat mieszka w Warszawie. Jako że bardzo dobrze mówi po polsku skontaktowała się z Państwa fundacją.

Czy zostaliście Państwo dobrze przyjęci przez Fundację?

K: Zostaliśmy bardzo serdecznie przyjęci.

Jak się Państwu obecnie żyje?

M: Wspaniale! Prowadzimy zwyczajne życie, czego chcieć więcej? Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, cerkiew jest niedaleko stąd.

K: Cerkiew daje nam poczucie spokoju. Czujemy się w niej jak w domu. Wszystko jest takie same: nabożeństwo, śpiewanie czy wystrój. Kiedy zamykamy oczy, przenosimy się na naszą ukochaną Ukrainę. Poczucie Boga daje nam ciepło w sercu. Byliśmy już w Częstochowie i w ławrze w Supraślu.

Język polski i ukraiński są do siebie podobne. Istnieją jednak różnice. Wnioskując po naszej rozmowie udało się je Państwu pokonać. W jaki sposób?

M: Uczęszczaliśmy na kursy języka polskiego, organizowane przez Państwa fundację. Teraz też chodzimy na kurs, tylko że online. Wydaje mi się, że idzie nam w miarę dobrze.

Bardzo dobrze, słychać różnicę!

K: Potrafimy już czytać…

M: … i po trochu już piszemy. Gramatyka to taka…

Trudna rzecz.

M: Zgadza się.

K: Ale kiedy coś się lubi, wszystko idzie łatwo. Potrzeba po prostu czasu.

Jakie plany mają Państwo na przyszłość?

K: Marzymy, aby zostać tutaj. Na zawsze. Mąż znalazł pracę, ja też niedługo będę szukać.

Miło mi to słyszeć! Gdzie Pan pracuje?

M: Mam tą samą pracę, którą miałem w Kijowie – jestem konserwatorem.

K: Zapytali się mężą czy zamierza wracać na Ukrainę, po tym jak odpowiedział, że nie, dodali: “Dobrze, to w takim razie pójdzie pan tu”. (śmiech)

M: I w taki sposób dostałem pracę! (śmiech) Bardzo mi się podoba; ze wszystkimi się świetnie dogaduję. W drugim tygodniu podarowali mi gitarę.

Pana pasję.

M: Tak, dokładnie! Będę miał na czym grać.

Dziękuję Państwu za rozmowę.

Oboje: To my Państwu dziękujemy, uratowaliście nas Państwo!

K: Niech Bóg Was błogosławi!